Jaki zatem obraz społeczeństwa według André Rouillé wyłania się z tych rozważań? Jesteśmy społeczeństwem, które niestety utraciło pochodzenie i rozpoznanie desygnatu. Obecnie wyznajemy inny system prawdy, bowiem żyjemy w epoce iluzji, w epoce wątpliwości. Dlaczego? Era cyfrowa to koniec epoki, gdzie każda rzecz istniała zanim została zapisana i utrwalona na fotografii. Wcześniej człowiek tworzył budujące, ikoniczne obrazy rzeczy – tworzył wówczas system prawdy. Dzisiaj, dostępne modulacje obrazu dają możliwość jego zmiany w nieskończoną ilość wersji – wytwarzamy więc iluzję prawdy i pozorną elastyczność, która zrywa ciągłość istniejącą w kulturze, w życiu, w ludziach, a ci stają się oderwani od świata rzeczywistego, od świata w ogóle. Zachodzi zmiana bytu, bo nie jesteśmy dziś skrępowani zasadami geometrii, możemy łamać kanony estetyki, wszystko jest dozwolone, ba, wiele z tych elementów znajduje ogólną aprobatę społeczeństwa czy wręcz aplauz – fotografia cyfrowa ma zatem charakter ontyczny, jest symbolem epoki chwili.
A co jeszcze o nas? Cóż, nie dostrzegamy, że nie potrafimy już widzieć, bo widzieć to znaczy zauważyć, przeanalizować, połączyć. Nie widzimy kiedy robimy zdjęcie, bo to już nie nasze oko jest zaangażowane w rejestrację obrazu, a ponieważ zrobiliśmy tych fotografii zbyt dużo, nie mamy czasu by je zobaczyć nawet później. Ilość obrazów, które dostarcza nam otoczenie (np. telewizja, billboardy, tzw. telewizja w środkach masowego transportu) i my sami sobie, nie daje nam żadnej wiedzy, za to oślepia, ogłusza i paraliżuje zapamiętywanie – paradoksalnie więcej daje mniej. Ta wszechobecna płynność i powierzchowność obejmuje również stosunki międzyludzkie powodując, że współczesne społeczeństwo jest „usieciowione”, uwięzione w logice płynności. Przemiany kulturowo-obyczajowe są procesem nieuchronnym i w jaki sposób w nie wejdziemy: czy będziemy chcieli podążać porwani nurtem współczesności czy może przycupniemy na brzegu tradycji, zależy tylko od nas, a fotografia powinna przede wszystkim łączyć i tych płynących i tych przycupniętych – wszak jest ona zawsze aktem twórczym.
Jako pointę powyższych rozważań, pozornie nie związaną z tematem, przytoczę myśl Francisa Bacona, który wyjaśnił, że najważniejszym problemem artysty: malarza, pisarza i, dodajmy tutaj również, fotografa, nie jest zapełnienie pustego, dziewiczego kawałka płótna, pustej kartki czy kliszy, a opróżnienie ich, ponieważ płótno, kartka czy klisza nie są puste, ale pełne obrazów egzystujących w umyśle twórcy.
Spotkanie z André Rouillé w Krakowie -
projekt Photo Proxima, 2011.
Fotografia to obraz rzeczy, ale czy nim pozostaje kiedy staje się zjawiskiem elektronicznym? Między innymi takie pytanie zadał Pan André Rouillé zaproszony do wzięcia udziału w projekcie Photo Proxima przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie.
Spotkanie z historykiem fotografii z uniwersytetu Paris VIII, autorem wielu publikacji z zakresu fotografii, m.in. Fotografia. Między dokumentem a sztuką współczesną (2007, TAiWPN Universitas), miało miejsce 4 listopada 2011 roku na Krakowskim Kazimierzu, w gościnnym wnętrzu kawiarnio-księgarni Lokator. Na początku André Rouillé przedstawił w sposób zwięzły i rzeczowy swoje zdanie na temat fotografii dawnej oraz współczesnej. Po wykładzie nastąpiła dyskusja i dało się odczuć, że temat od dawna drążył umysły zebranych słuchaczy. Tak samo było i ze mną – w czasie trwania spotkania coraz bardziej odczuwałam, że myśli, które do tej pory krążyły nie sprecyzowane w mojej głowie, polaryzują się. Często potakiwałam do słów André Rouillé.
Jak to zatem jest z fotografią, o której Roland Barthes mówił, że jest dzieckiem tej samej co historia epoki, która jest obrazem na podobieństwo współczesnego sobie świata i funkcjonuje jako miernik społecznego pulsu ponieważ jest wytworem estetycznym, psychologicznym, materialnym, ekonomicznym?
Fotografia srebrowa urodziła się z potrzeby społeczeństwa przemysłowego, a polegała (i polega oczywiście nadal) na zatrzymaniu, gdyż w jej naturze zapisany jest bezruch. Zatrzymany i utrwalony obraz ma charakter atemporalny, gdyż jest elementem pamięci martwej, statycznej. Tym samym zaprzecza czasowi i jest przeznaczony do wieczności. Ponadto materialność kliszy srebrowej hamuje cyrkulację, skazuje zdjęcie na pozostanie w miejscu, najczęściej w albumie. Zatem, można by powiedzieć, że fotografia tradycyjna ma naturę dośrodkową. Aby powstała fotografia srebrowa, a więc obraz rzeczy potrzebna jest wymiana energetyczna od rzeczy do rzeczy – i to w całym procesie powstawania obrazu jest najważniejsze. Ta wymiana na dodatek wymaga czasu, potrzebuje koncentracji, wrażliwości, serca i spokoju umysłu. A wszystko po to, aby nadać obrazowi znaczenie.
Fotografia cyfrowa zaprzecza zaś charakterowi fotografii srebrowej. Owszem, również utrwala obraz, jednak w zupełnie innych warunkach i na dodatek potrzebuje do tego tylko ułamka sekundy. Fotografia cyfrowa jest więc innym obrazem przeznaczonym dla zupełnie innego świata, dlatego bezcelowa jest dyskusja oceniająca te dwie różne techniki fotograficzne. Od wartościowania odżegnywał się też André Rouillé. Rouillé zwrócił uwagę na to, że nie jest dziwnym fakt, iż rozwój fotografii cyfrowej zaskoczył wszystkich swoim tempem, bo pliki cyfrowe to po prostu ruch. Natura zapisu elektronicznego jest taka, że podlega on ciągłemu przemieszczaniu – przepływa falami wirtualnych kanałów, np.: zrobię zdjęcie w Krakowie, a za cztery minuty obejrzy je kolega w Kanadzie. Celem fotografii cyfrowej jest zatem uchwycenie obrazu, ale już nie zatrzymanie go, a więc zachowuje się ona wbrew utrwalaniu – jest mobilna, szybka i lekka, posiada charakter wirtualny – jest wszędzie i nigdzie. Jej odśrodkowe nastawienie polega na natychmiastowej dostępności, wyrzucamy ją na zewnątrz aby za chwilę zastąpić nowym plikiem. A typ utrwalania? Fotografia srebrowa ma moc dokumentalną, cyfrowa to połączenia wbrew naturze, bo od momentu uchwycenia obrazu następuje zerwanie więzi energetycznej i fizycznej pomiędzy rzeczami i obrazami rzeczy, a zdjęcia zapisane w pliki cyfrowe stają się istotami języka – tłumaczą światło na język informatyki.